środa, 21 listopada 2012
Dobra praktyka ...od Balonika
Zaledwie Teatr Ruchu Balonik skończył oficjalnie 20 lat pracy scenicznej, hucznie obchodząc rocznicę 9 listopada, już w następnych dniach wziął udział projekcie Mazowsze w Koronie. Mazowsze w koronie to unikatowy cykl koncertów w zabytkach architektury mazowieckiej realizowany od 2001r.
W Bazylice mniejszej w Węgrowie zaśpiewał Chór Akademicki Szkoły Głównej Handlowej z Warszawy, znany z prezentacji nie tylko pieśni sakralnych, ale i wykonywania piosenek popularnych Stanisława Soyki, Aleksandra Bema i Freddiego Merkury w ciekawych opracowaniach.
Teatr Tańca z kolei pokazał Taniec Światła i Figury/Rzeźby biblijne do muzyki J.S.Bacha.
Ciepło i entuzjastycznie zostali przyjęci przez publiczność zgromadzoną w Bazylice. Jak wypowiada się kierownik artystyczny zespołu Wojtek Gębski, niektórzy odbiorcy mieli łzy w oczach.
Kolejnym wyzwaniem dla zespołu był występ w Opactwie, w powiecie Kozienice obok znanego już Chóru SGH oraz wybitnego polskiego skrzypka Konstantego Andrzeja Kulki, z tym samym repertuarem.
Oczywiście był to również sukces dla Balonika, którego choreografia spodobała się wszystkim obecnym na wydarzeniu.
Trzeba przyznać, że ostanie tygodnie były bardzo pracowite dla podopiecznych Wojtka Gębskiego.
Przygotowania do jubileuszu, ćwiczenie do występów na Mazowszu dość konkretnie nadszarpnęły energię Balonika, a oni już myślą o piątkowym wręczeniu nagród w konkursie Lato na wsi, gdzie też wytańczą kilka etiud. Lato na wsi to projekt organizowany przez Mazowieckie Centrum Kultury i Sztuki od dziesięciu lat. W ramach tego projektu organizowane są Warsztaty plastyczne dla dzieci i młodzieży mazowieckich miasteczek i wsi.
Przykład Mazowsza w Koronie wskazuje na pełną współpracę miedzy działami Mazowieckiego Centrum Kultury i Sztuki. Z jednej strony muzyka poważna i można powiedzieć dostojne, zabytkowe miejsca wykonywania koncertów, drugiej strony artystyczny wkład Teatru Ruchu Balonik może być także elementem edukacyjnym dla odbiorów wieczorów muzycznych. Niepełnosprawni intelektualnie tancerze występują przecież równorzędnie z innymi, a ich obecność przyczynia się do upowszechnienia twórczości osób niepełnosprawnych w miejscach, gdzie wcześniej nie byłoby im dane się pokazać.
W jednym wydarzeniu uczestniczy twórca uznany i profesjonalny, obok niego niepełnosprawny amator, razem kreując nowe spojrzenie na to, czym jest sztuka. Trzeba przypomnieć, że od lat tradycyjnie koncerty MWK przygotowywaną z myślą o mieszkańcach Mazowsza z małych ośrodków miejskich i wiejskich, których pozbawiano możliwości bezpośredniego dostępu do sztuki muzycznej w wysokim wydaniu. Tym bardziej przykład ostatnich koncertów jest ważny artystycznie, ale przede wszystkim społecznie dla wielu grup i warto się nim dzielić jako dobrą praktyką.
piątek, 16 listopada 2012
Czy daleko jeszcze do Birmingham?… Community arts, jako droga do integracji?
RZECZYWISTOŚĆ
Wielkimi krokami zbliża się koniec roku, wraz z nim ferwor składania wniosków o dotację na projekty edukacyjne, artystyczne, animacyjne, w tym oczywiście także te dotyczące działki ON.
Przeciętna krajowa impreza „obrendowana” niepełnosprawnością, ze średniej wielkości gminy wygląda wszędzie podobnie. Załóżmy, że chcemy zorganizować wydarzenie artystyczne, którego uczestnikami /twórcami są osoby niepełnosprawne społecznie.Nasz wydarzenie ma mieć zasięg np. regionalny, odbywać się w ciepłe dni wiosny lub lata, przyciągnąć publiczność i sponsorów.
Co robimy?
• Zapraszamy „uznanego artystę”, któremu płacimy, żeby pokazał się z kalekami na scenie
i przyciągnął zdrową publiczność;
• Piszemy wniosek o dotacje na sport, rekreacje i turystykę z przeznaczeniem dla osób niepełnosprawnych.Na to cięgle są jeszcze pieniądze unijne w imię dostosowania, wyrównania szansy, integracji;
• Prosimy lokalnych sponsorów, żeby dali jałmużnę na ‘tych pokrzywdzonych” przez ludzi
i odpisali sobie od podatku;
• Promujemy nasz event „swojsko” brzmiąca nazwą;
Nazwa powinna od razu wskazywać na „atrybuty niepełnosprawności”: potrzebujący,
biedny, odrzucony, wykluczony, pokrzywdzony itd. oraz element przeciwstawny, kojarzący
się
z czynieniem dobra: serce, szczęście, nadzieja, wiara, miłość, ludzkość, wspólnota. Ewentualnie nazwa powinna odrywać od rzeczywistości, ale w sposób mało subtelny: zaczarowany, magiczny, bajkowy czy baśniowy, czyli najzwyczajniej oszukiwać i zaklinać rzeczywistość.
Wynikiem naszych działań otrzymujemy imprezę, którą śmiało można zaliczyć od razu do udanych,
bo spełnia nam wymogi unijne/programowe:
• Integruje niepełnosprawnych
• Zużywa budżet na potrzeby rekreacji i kultury i wpisujemy to do naszych statystyk
• Można opisać wydarzenie w lokalnej prasie, jako wyjątkowy gest zdrowego społeczeństwa dla tych najbardziej przez los skazanych na życiową klęskę
Czy o to chodzi? Ile odbywa się takich wydarzeń w skali roku? Kto na nie przychodzi?
Dlaczego zawsze projekty, w których partycypują osoby niepełnosprawne są od razu wyraźnie oddzielane grubą linią od reszty kultury, jako inne, specjalne, specyficzne, specjalnej troski
lub zwyczajnie integracyjne? Kogo integrują? Niepełnosprawnych z niepełnosprawnymi, a może
ich rodziny?
Niepowodzeniu nie jest winna zwykła publiczność, której nie interesuje sztuka niepełnosprawnych. Pułapką często są nie tylko horyzonty mentalne i podskórne uprzedzenie do inności osób
z niepełnosprawnością, ale także sprawy finansowe. Ściele określone ramy pewnych dotacji
nie pozwalają na skorzystanie z środków na organizację wydarzenia otwartego, w którym liczba uczestników niepełnosprawnych jest nawet 3/4, bo sto procent eventu nie dotyczy wyłącznie osób
z orzeczeniem.
Oczywiście nie jest to zasada generalna i sprytny wnioskodawca będzie potrafił zarówno wykorzystać w pełni środki przynależne niepełnosprawnym tak, aby z jednej strony impreza miała charakter swobodny, zupełnie nienaznaczony etykietka „specjalne traktowanie”, z drugiej strony beneficjentami projektu będą faktycznie niepełnosprawni twórcy przedstawieni szerokiej publiczności, obok artystów, którym powiedzmy nie dolega na tą chwile żadna choroba.
MRZONKI
Skoro we miasteczku A jest organizowany festyn dożynkowy z występami np. muzyków amatorów
z regionu, to naturalnym elementem owej fantastycznej rozrywki powinien być także występ lokalnych amatorów niepełnosprawnych, jeśli akurat osoby uzdolnione mieszkają w danej okolicy. Mieszkańcy miasteczka A obejrzą na jednej imprezie po prostu muzykujących amatorów i dowiedzą się, że w ich okolicy mieszkają nie tylko „osoby niepełnosprawne” z Domu Pomocy Społecznej, lecz także TWÓRCY z Domu Pomocy Społecznej.
Jeśli Dom Kultury w mieście B robi wernisaż prac malarskich swoich podopiecznych to nic nie stoi
na przeszkodzie, żeby wszedł we współpracę z Ośrodkiem Terapii Zajęciowej, a jednym z elementów imprezy uczynił także wystawę praca osób niepełnosprawnych z ośrodka, poprzedził wspólnymi warsztatami.
WYJŚCIE?
Tak mogłaby wyglądać prawdziwa integracja, tak mogą wyglądać projekty atrakcyjne dla zwyczajnego odbiorcy, który może nie wie zbyt wiele o niepełnosprawności, ale przychodzi na wydarzenie
z otwartą głową. Przykładem może być działanie animacyjne w Supraślu opisane w książce “Dom, moje centrum świata”, wydanej przez Centrum Sztuki Współczesnej i Laboratorium Edukacji Twórczej będące przykładem community art.
Eksperyment dotyczył spotkania animatorów z lokalna społecznością. Kreatorzy starali się skłonić różne grupy mieszkańców do uczestniczenia w artystycznym działaniu. Jedną z grup marginalizowanych w terenie miasta byli wychowankowie Domu Dziecka. Jak przyznaje Janusz Byszewski twórca eksperymentu, obcy, nigdy wcześniej niewpuszczani do prywatnych domów Supraslan zyskali status „naszych dzieci”, gdy wręczono im do rak aparaty i wystąpili w roli artystów. To oni opowiedzieli fotografiami historię miasta w sposób indywidualny, ale równocześnie wspólny ze względu na czas i miejsce dla reszty mieszkańców. To spowodowało akceptację do tej pory wykluczonych dzieci i zmianę postrzegania tego, czym jest dom, wspólnota, lecz także sztuka.
Osoby niepełnosprawne można porównać trochę do odsuniętych wychowanków domu dziecka.
Tak samo jak oni często mieszkają zupełnie, blisko, ale na tyle obok lub poza głównym nurtem życia wsi, miasta, że nie mają prawa głosu, zostają niezauważeni. Zmiana społeczna następuje dzięki odnalezieniu wspólnych fundamentów, więcej ludzi łączy niż dzieli. Gdyby tak skrupulatnie
nie oddzielać na płaszczyźnie ludzkiej i urzędowej osób ze względu na stan zdrowia może „problem osób niepełnosprawnych’ nie byłby już problemem?
Ogólnie mówiąc community arts to praca, przede wszystkim z lokalną społecznością, odkrywanie elementów leżących u podstaw ich tożsamości; z drugiej – to tworzenie całkiem nowych grup zorientowanych na realizację konkretnego projektu i składających się zarówno z członków społeczności lokalnej, jak i przedstawicieli władz, aktywistów czy właśnie artystów. To też odejście
od sztuki, jako indywidualnej ekspresji artysty na rzecz kreatywności dostępnej i wymaganej
od wszystkich. Narzędziem pracy są warsztaty, powstaje, więc dzieło stworzone przez wszystkich zaangażowanych, zatem artysta zamienia się w animatora, a społeczność uznaje efekt pracy za swój.
Dobry przykład takich działań właśnie z niepełnosprawnymi:
http://bielsko.gosc.pl/doc/1324870.Historia-jednej-posesji
Nurt community arts ma swoje korzenie w kontrkulturowych działaniach aktywistów z ruchów antynuklearnych, proobywatelskich, feministycznych.Zaczeło się od projektu Safety Soapbox w Walsall na obrzeżach Birmingham. Miasto silnie dotknięte przestępczością,handlem narkotykami i bezrobociem.Katy Greek zorganizowała warsztaty dla młodzieży, prostytutek i mieszkańców . Walsall. Obrazy stworzone przez uczestników zostały wystawione w New Art Gallery Walsall.