Mazowiecki Festiwal Twórczości Osób Niepełnosprawnych "Radość Tworzenia" był prezentacja twórczych i terapeutycznych osiągnięć osób niepełnosprawnych w różnych dziedzinach artystycznych. Dzieci, młodzież i dorośli przedstawiali dokonania artystyczne w plastyce, muzyce, tańcu i ruchu, teatrze oraz poezji. Festiwal nie był konkursem. Przeglądy tematyczne odbywały się w różnych miejscach na Mazowszu, przy udziale tamtejszych placówek kultury. W 2010 odbył się on po raz ostatni pod naszym patronatem.
O refleksję na temat przeglądu, poprosiliśmy koordynatora imprezy, Małgosię Kowalską.
Kiedy ktoś prosi mnie o przywołanie słów, kojarzących się z tym festiwalem, to najszybciej przychodzą: lęk, sprzeciw i tajemnica.
lęk
Każdy wyjazd w teren był dla mnie psychicznym obciążeniem i zawsze po uroczystym zamknięciu festiwalu chorowałam. Najlepszy dowód, że był on zawsze przeżyciem „organicznym”.
Bo z jednej strony, organizacyjnej, pozostaje imprezą podobną do innych. Etapy i sposób realizacji są identyczne, jak w innych przedsięwzięciach cyklicznych w formie prezentacji scenicznych.
Jednak z drugiej strony, jest wydarzeniem jedynym w swoim rodzaju jeśli chodzi o ładunek emocji, jaki ze sobą niesie. Te emocje są udziałem i artystów i widzów.
W każdym z dni zastanawiałam się, czy zespoły dojadą, jak poradzą sobie na scenie, czy wytrzymają konfrontację z widzem, czy poradzą sobie z tremą…
Zastanawiałam się też, jak ja sama dam radę, czy nie zawiodę ich swoją reakcją - brakiem spontaniczności albo sztucznością.
sprzeciw
Nie ma we mnie zgody na pozbawienie osoby poruszania się, mówienia, dotyku, słyszenia, myślenia. Na odosobnienie kobiety, mężczyzny, dziecka w jego pojedynczym, niedostępnym świecie. Widziałam nie raz, jak scena uczestników festiwalu wyzwala. Widziałam wiele razy, jak dotkliwie obnaża ich niemoc i nieprzystawalność do zastanej rzeczywistości.
Kiedy patrzę na grupę sześciolatków po porażeniu mózgowym, zmagających się z, nie wiem w jaki sposób przez nich pojmowaną, materią teatru, to towarzyszy mi określone doznanie. Wiem, że powinnam widzieć teatr, ale poprzez ten właśnie teatr widzę nie sztukę, ale szarpanie się z materią, oporem ciała i przestrzenią.
W ich, nie zawsze samodzielnie podjętej, decyzji o byciu na scenie jest coś bezkompromisowego, co budzi mój wielki podziw. Odnalezione miejsce - rola na scenie, wejście w inną (a może właśnie nareszcie swoją) skórę, oderwanie, ucieczka.
tajemnica
Widziałam, jak dla wielu występujących udział w festiwalu był przeżyciem ekstremalnym. Tym bardziej, że trwale (i często podwójnie) uwięzieni zostali w pułapce niesprawnego ciała
i zagubionego umysłu. Więc jako ludzie są podwójną, nieprzeniknioną tajemnicą.
Sama ich obecność na scenie jest ucieleśnionym pytaniem o artyzm, przeczucie piękna w drugim człowieku, niemal fizyczne doświadczenie jego wysiłku, ale i niemożność przekazu.
Jeżeli wysiłkiem jest każdy krok, wypowiadane słowo, gest, to czy mają jeszcze zapas sił witalnych i iskrę, która pozwala rozumieć umowność kreowanego świata, wzięcie go w nawias? Tego nie wiem. Może właśnie dlatego prezentacje oglądałam zawsze w wyjątkowym skupieniu, jakbym czekała na specjalny przekaz, przebłysk, uchylenie rąbka którejś z tajemnic.
Poza wszystkim, festiwal jest dla mnie wzmacniającym doświadczeniem, dającym dystans do codziennych trudności. Poszerzył mój wewnętrzny świat w kierunku, który wyraźnie widzę, ale nie umiem nazwać. I to jest największa tajemnica.
Małgosia Kowalska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz