wtorek, 23 sierpnia 2011

Encykolpedia naiwna w ocinkach
Odcinek 2: narkotyczna dżungla Pablo Amaringo

Postać tego ciekawego malarza z Peru znalazła się w naszym panteonie nie tylko ze względu na wybitną moc artystyczną i egzotykę,ale głównie z powodu niecodziennych okoliczności, w których tworzy swoje dzieła…pod wpływem środków odurzających.
W naszej kulturze szaman to wariat,a uzyskiwanie odpowiedzi na pytania nurtujące człowieka przy pomocy napoju bogów jest, co najmniej niepokojące. Gdyby ktoś w Warszawie powiedział, że widzi całe,skomplikowane życie duchowe po wypiciu ayahuasca i jest w stanie uzdrawiać innych przyjechałaby po niego karetka. Oczywiście nad Wisłą nie brak domorosłych adeptów grzybów halucynogennych czy ofiar bielunia. Niestety nie pozostawiają po sobie wiekopomnych arcydzieł naskalnych czy nawet graffiti. Dla Pablo narkotyk jest chlebem powszednim, bo otwiera drzwi do innego, wyższego wymiaru. Nie będziemy przytaczać teorii szamańskich z Syberii ani wyliczać religii opartych na tej praktyce, nie stajemy przecież wobec żadnego dylematu czy nie argumentujemy racji. Fakt istnienia substancji pod wpływem, których ten peruwiański prymitywista stworzył swoje obrazy jest niezaprzeczalny. Więcej, dzięki temu można złożyć wizytę w jego głowie i zachwycić się feerią,wręcz hedonistycznych, barw. Owoce ayahuascowych” seansów przypominają lekko Teofila Ociepkę prawda? Jeden i drugi czerpię z religijnych i duchowych źródeł,obaj są nawiedzeni, obaj nieprofesjonalni. Dla komisji orzekającej niepełnosprawność żaden z nich nie wyszedłby na ulicę bez jakiegoś znaczka od psychiatry…poza normą, dysfunkcyjny, wykluczony.
Pablo Amarigo jest Indianinem z plemienia Shipibo-Conibo, wychowany w tradycji katolickiej, wieku 28 lat odkrył uzdrowiskowe moce pnączy duszy i od tamtej pory jest jasnowidzem, uzdrowicielem i artystą. Amarigo porzucił chrześcijaństwo po tym jak jego siostra wróciła do zdrowia po zażyciu ayhuasca.



Tematyka wizjonerskich obrazów jest dość złożona i oprócz tradycyjnych elementów kultury Shipibo mamy rożne inne wpływy kultury masowej np.ufo a także nawiązanie do aktualnych wydarzeń jak wycinanie dżungli przez białego człowieka. Do tego plemię, którego wywodzi się malarz szyfruje swoje pradawne pieśni w obrazach…mamy więc mieszankę totalnie tajemniczą i synkretyczną.


Czy malowanie „na haju” jest pewnego rodzaju upośledzeniem czy wyłącznie prawem wielkich artystów? A może ani jednym ani drugim, a świat peruwiańskiego mistrza jest nieprawdziwy i nie można rozpatrywać tego rodzaju sztuki jako art.brut?