niedziela, 20 listopada 2011

Łyżka dziegciu…


Nie widać żywego zainteresowania naszym blogiem , może tematy o których piszemy nie są Wam bliskie ? Bujanie w artystycznym obłoczku jest dalekie od smrodu życia…
Nie ma kontrowersji, nie ma dyskusji…



Czy zdarza wam się, że ludzie mówią do was w sposób protekcjonalny? Albo bardzo wolno jakby myśleli, że nie rozumiecie, co mówią? A może próbują być nad wyraz mili i nadskakują Wam do obrzydzenia? Zwracają się do Was w sposób zdrobniały używając określeń upupiających? Albo może bez zaczepiają na ulicy z pytaniem” Jak Pani/Pani sobie radzi?”. Obcy ludzie, zupełnie nieznani, którym się wydaję, że jak w Waszym ciele coś nie działa ,jak w innym organizmie lub nie wyglądacie tak samo jak reszta tłumu z ulicy, mają prawo wchodzić buciorami do Waszego życia? Lub jeszcze inaczej, nie mówią nic na Wasz widok jak wchodzicie do tramwaju, biura, sklepu, ale odejmuje im mowę i nie kontrolują swojej reakcji ,robiąc głupkowata minę?
Mimo iż pracujecie, macie rodziny, przyjaciół, jesteście szczęśliwi jak każdy inny , społeczeństwo uzurpuje sobie prawo do doradzania Wam i osadzania, z góry zakładając, że jest Wam źle.
To tak jak z psem bez nogi, należy go od razu uśpić, bo się męczy zamiast zorganizować protezę i nauczyć go jak z nią chodzić.
Tak jest prawda?
Założę się, że tak.

Ten Pan poniżej nie skorzysta z dobrodziejstwa tzw.kultury,bo jest gorszym obywatelem i zapewne też nie potrzebuje się rozwijać,bo rozwija go jego renta.
Nikt go zresztą nie podejrzewa o jakieś wykształcenie i gust...




Nawet w miejscu pracy, gdzie kompetentnie wypełniacie swoje obowiązki zdarza się, że ktoś bez ogródek wspomni o waszej chorobie? Tak, jakby to było normalne. Czy jak koleżanka z pracy jest brzydka i gruba to podchodzicie do niej i mówicie ”Masz fajnie, bo przez to sadło ciepło Ci zimą?” Albo „Nie musisz farbować włosów, bo taki paskudny rudzielec to rzadko się zdarza”.” Fajnie, że masz takie krzywe nogi, lepiej się konno jeździ, ha”.
Obraziliby się z pewnością za szczerość.
To, dlaczego komentują Wasz wygląd. Ba, nawet uważają to za zabawne i sami się zaśmiewają myśląc, że utrafili także w Wasze poczucie humoru. Bo nie ma to jak mieć zdrowy dystans do siebie i swojego kalectwa, co? Należy się pokładać ze śmiechu, żeby przypadkiem nie posądzili o brak wyluzowania. Bo te wszystkie kaleki takie ponure są.
I oczywiście porównują. Skoro znali kiedyś jednego chłopaka na wózku to musza Was o tym poinformować niezwłocznie. I jaki był i co robił oraz nawet, jeśli jest z innego miasta to na pewno się znacie. No jak to? To nie wszyscy wózkowi czy sparaliżowani maja swoje kluby?
Historia jego życia i choroby jest cudowną anegdotką skierowaną do Was na tzw. „porozumienie”, że oni też znają Wasz świat, mogą się zbratać.
Ni szkodzi, że Was to nie interesuje, przecież jak ktoś ma jakieś schorzenie interesuje się na 100% schorzeniami podobnymi oraz całą resztą innych. I tylko tym, bo przecież szuka podobnych sobie, żeby czuć się z grupa dobrze, prawda? Bo niepełnosprawnym potrzeba innych niepełnosprawnych, żeby wiedzieli, kim są i znali swoje miejsce w szeregu.
Nie opowiadają Wam swoich wizytach u lekarza? Jak bardzo cierpią i jakie biorą leki, rehabilitację, co mówił specjalista? Bo w sumie maja gorzej od Was, przecież macie tylko swoją niepełnosprawność, a oni także serce, krążenie, tarczycę, boli kręgosłup od siedzenia przy biurku, nogi drętwieją. Wasze zmaganie się codzienne, żeby przeżyć dzień bez bólu i upokorzenia, że coś nagle przestaje działać w najmniej oczekiwanym momencie jest niczym. Bo i tak w każdej chwili możecie sobie pójść na rentę i pobierać niebotyczne sumy od Państwa, a oni muszą na Was pracować dalej ,niestety. W sumie ta Wasza chęć pracy to taki kaprys i zawracanie dupy skoro macie od urodzenia możliwość pobierania w nieskończoność pomocy.
Czy zdają sobie sprawę, że w samym fakcie, iż pracodawca zatrudniając pracownika z jakimś rodzajem niepełnosprawności od razu otrzymuje rekompensatę z PEFRON ,w postaci dopłaty ,za jego z góry założoną gorszą prace, jest największym upokorzeniem?
To odebranie godności już na starcie, a kampanie społeczne w stylu pełnosprawni w pracy to szkodliwe narzędzia systemu,które nie pomagają,ale dają iluzoryczną pomoc i zapewniają zdrowe społeczeństwo,że macie świetlaną przyszłość.
Państwo płaci firmie za Wasze zatrudnienie, chociaż macie wykształcenie, ambicję i doskonałe umiejętności lepsze niż połowa w tej firmie zatrudnionych, ale macie tego pecha, że jesteście wybrakowani. Kolega z biurka obok może być prymitywem i leniem, lecz na komisji wojskowej dostał A, jest lepszym człowiekiem. Może być na L4, co tydzień, spóźniać się, wymigiwać od obowiązków, ale tylko Wasze 7 godzin pracy jest traktowane, jako nieproduktywność, wasz dodatkowy urlop i prawo do rehabilitacji.
Czy ktoś bierze pod uwagę, że wstajecie pewnie wcześniej, żeby się przygotować do pracy, tłuczecie się komunikacją miejską z drugiego końca miasta, czasem bez możliwości skorzystania prawa do miejsca w tramwaju? Jeśli nie macie widocznego kalectwa lub jesteście ubrani za dobrze i od Was nie śmierdzi, nikt Wam miejsca nie ustąpi. Potem staracie się w pracy, bo Wy zawsze musicie się starać bardziej niż inni, żeby ktoś uwierzył, że dobrze zrobił zatrudniając inwalidę, że na tym nie popłynie finansowo.
Pokonujecie tą sama koszmarna drogę do domu raz jeszcze, w takich samych godzinach szczytu jak reszta pracującego świata, która patrzy nas Was jak na nieroba, który pewnie wraca z darmowego basenu, przecież nie z pracy, bo jak? Kalekom należy się wszystko za darmo. A na koniec menel zaczepia Was bezpardonowo, bo przecież jak ktoś niepełnosprawny to margines i wspólny poziom nieudacznictwa. Nie szkodzi, że płacicie podatki na jego zasiłek, który systematycznie przechlewa. To już jest inna historia…

Pan Menel dostaje co miesiąc kasę na wino, a za Was dostaje pracodawca...