środa, 1 czerwca 2011

Na początek

Chcemy, aby nasz blog był miejscem spotkań. Dlatego z przyjemnością przedstawiamy recenzję przedstawienia, które co prawda, nie powstało z udziałem MCKiS, ale wpisuje się w nurt naszego myślenia o sztuce. Zapraszamy do otwartej dyskusji :)
Spektakl Portret Justyna Sobczyk, Teatr Studio, 13.03.2011


Portret jest przedstawieniem – próbą opisania? zdefiniowania? osoby z zespołem Downa.
W tym konkretnym przypadku mamy młodego człowieka Daniela Krajewskiego, aktora teatru 21, pochodzenia żydowskiego, młodego człowieka z marzeniami i snami, które się mogą nigdy nie spełnić. Dlaczego? Oni żyją krócej.
Zaczyna się dość poważnie. Daniel otwiera zamki błyskawiczne na czarnej ścianie otworów wystają głowy – śmieszne, smutne, zamyślone. Głos z nagrania opisuje wygląd i charakterystyczne cechy osoby z zespołem Downa: płaską głowę, podniebienie, małe uszy, skośne oczy itd. Poznajemy Daniela i jemu podobnych z zewnątrz, tak jak widza ich ludzie.
Nie padają gorzkie słowa czy ukryty żal, ale cytowane są fakty.
Równocześnie w tle ponad sceną wyświetlane są wizualizacje: opis Daniela, który słyszeliśmy, pytania, które sobie zadaje będąc młodym człowiekiem.
Potem widowisko przechodzi do części, w której członkowie zespołu opowiadają, co im się śni.
Mamy tu szereg różnych snów, od bardzo prostych jak kabriolet z szalonym dziewczętami przez trzęsienie ziemi w Piotrkowie Trybunalskim do śmierci Michaela Jacksona czy marzenia sennego o byciu warzywem.
Najbardziej spektakularny jest sen o Jacksonie, ma w sobie najwięcej z multimedialnego widowiska: aktorzy po kolei tańczą takt piosenki Beat It, każdy z nich chce być królem popu i każdy dostaje to, czego chce. Widownia zachęca ich klaszcząc i wiwatując, następuje wspólna, interaktywna zabawa, widać niekłamaną radość i swobodę. Członkowie zespołu pozwalają sobie na dłuższe lub krótsze solo
Sen o warzywach jest natomiast bardzo metaforyczny. Aktorzy po kolei mówią, jakim są warzywem, na końcu z ust jednego z członków pada prośba: „Popatrz na mnie, proszę.”
Odpowiedź brzmi: „Nie mogę, nie mam szyi.” Nikt się nie śmieje, słowa zapadają w pamięć.

Niekłamana gwiazda, czyli tytułowy Daniel, dostarcza nam także jeszcze innych wrażeń.
W dalszym toku spektaklu postanawia się zbuntować i być tym, kim chce, odrzuca ramę narzuconą przez społeczeństwo i nagle zaczyna tańczyć w takt Hava Nagila. Zatraca się w żydowskim tańcu na różne sposoby, elementem jednego z szaleństw Daniela jest nawet break dance. Tożsamość chłopca tworzy nie tylko jego wygląd zewnętrzny, marzenia, uczucia i szuflada społeczna, do której jest wrzucany, ale także korzenie etniczne. Zestawienie tych wszystkich cech przy uwypukleniu judaizmu jest ciekawym eksperymentem.

Z kolejnej odsłony osobowości wiemy, że główny bohater spektaklu chce być gangsterem.-Danielem K. Ta cześć ma także znamiona buntu. Daniel z zimną krwią zabija kasjerki u bydgoskiego jubilera oraz policjantów i znika w sinej dali jak prawdziwy epicki bohater. Przypuszczać można, że notoryczne traktowanie osób z zespołem Downa jak małe, kochane dzieci rodzi w nich samych sprzeciw. Chłopcy mają ochotę być męscy, źli, bezwzględni, tak jak prawie wszystkie dziewczyny z teatru marzą o posiadaniu dziecka, czyli byciu kobietą. W zasadzie przerysowane role, które grają na scenie są dla nas, tzw. normalnych sygnałem, w jaki sposób chcą, żeby ich odbierać - jak dorosłych.

Bazą spektaklu były rozmowy samych aktorów z reżyserką, jeśli wierzyć wywiadowi, którego udzieliła w programie „My, Wy, Oni”. Nie ma powodu, żeby nie wierzyć. W zasadzie większość aktorów to osoby z lekkim upośledzeniem, kilkoro wyróżnia się świetnym aktorstwem i osobowością. Reszta wpasowuje się zupełnie bez wysiłku w przedstawienie, nawet, jeśli ma mniej widoczne „cechy gwiazdy”. Widać, że gra sprawia im radość, a uczestnictwo w przedstawieniu mocno angażuje.
Oczywiście padnie zarzut, że większości symboliki lub nawet całości zespół nie zbudował sam i pewnie też tego nie rozumie. Oczywiście jest to dopuszczalne przypuszczenie, ale co z tego?
Wydaje mi się, że nie ma zbytniej różnicy między Leszkiem Mądzikiem, który dosłownie używa aktorów jak żywego tworzywa i bezwzględnie podporządkowuje koncepcji przedstawienia, a Justyną, która zebrała do kupy wycinki z życia trochę innych nastolatków.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz